Kamerun - Katarzyna Gołębiowska Wenezuela - Agnieszka Piliszek Rwanda - Małgorzata Siemiątkowska Misja Wenezuela - Iza i Adam Lis, Agnieszka Piliszek
WOLONTARIAT SALVATTI.PL
KATARZYNA GOŁĘBIOWSKA
1 listopada – 17 grudnia 2021
Mam na imię Kasia i razem z moją koleżanką Renią wybrałam się na półtoramiesięczny wolontariat misyjny do Kamerunu, a dokładnie do miasta Bertoua, które znajduje się w środkowowschodniej części Kamerunu, ok. 250 km na północny wschód od Yaounde.
Tam nasza praca polegała na tym, aby pokazać miejscowym nauczycielom, którzy pracują z osobami niesłyszącymi, z różnymi niepełnosprawnościami, w jaki sposób można z takimi dziećmi pracować i jak organizować im zajęcia połączone z tańcem, plastyką, muzyką oraz zajęciami sensorycznymi.
Oprócz zajęć szkolnych, prowadziłam zajęcia pozaszkolne. Tu już w większości z dziećmi głuchymi. Zajmowałam się organizowaniem wolnego czasu w Ośrodku szkolno-wychowawczego w Bertoua. Oprócz zajęć szkolnych i świetlicowych pomagaliśmy również Ewie Gawin Polskiej Misjonarce w różnych pracach oraz przygotowywałam materiały do Katechez dla młodzieży głuchej i dla więźniów. Więzienie znajdowało się w pobliżu szkoły specjalnej. Wieczorami razem z Ewą Gawin reperowaliśmy zepsute różańce, które po naprawie były rozdawane miejscowym napotkanym osobom w różnych częściach miast Kamerunu, tam gdzie odwiedzałyśmy wraz z Ewą tereny wokół misji i przy okazji rozdawaliśmy te różańce w ramach działań ewangelizacyjnych. Pamiętam jak na granicy w Bertoua daliśmy straży granicznej różaniec i obrazek Pana Jezusa Miłosiernego w języku francuskim– takie małe przekupstwo :). Po krótkiej rozmowie, ta osoba była niewierząca, a bardzo ucieszyła się z prezentu – i ziarno zasiane.
Najbardziej podczas całego mojego pobytu w Kamerunie utkwiły mi dwie sytuacje, które chciałabym opisać.
Pierwszą z nich były odwiedziny pewnej rodziny. Wraz z Ewą Gawin odwiedzaliśmy najbiedniejsze rodziny mieszkające w pobliżu miasta Bertoua. Pewnego razu Ewa zawiozła nas do takiej pani, matki pięciorga dzieci, która była bez nóg. Jej dzieci bardzo dobrze się uczyły, ale groziło im przerwanie szkoły, gdyż mama nie posiadała pieniędzy na zapłacenia mundurków szkolnych i butów do szkoły. Dzieci miały do szkoły kilkanaście kilometrów na piechotę. Pomimo, że nauka elementarna jest za darmo, to koszt mundurka przerasta możliwości rodziców, zwłaszcza, gdy w rodzinie jest kilkoro dzieci. Przekracza budżet ubogiej rodziny. Często się słyszy o wielodzietności w społeczności afrykańskiej. Zapoznając się z sytuacją tej rodziny zobaczyłam, że problem wielodzietności wynika też z tradycji, która polega na tym, że po śmierci rodziców danego dziecka, to ciocia, wujek czy kuzyn ma obowiązek przyjęcia dziecka do siebie. Więc ta pani u której byliśmy, sama mając czworo własnych dzieci, właśnie przygarnęła syna swojej siostry.
Druga sytuacja: jedna z sióstr dominikanek, zabrała nas do bardzo biednych wiosek, gdzie w małych kapliczkach odbywa się katecheza dla najmłodszych dzieci, które przygotowują się do Sakramentu I Komunii Świętej. Siostra wcześniej rozdawała dzieciom zeszyty, ale dzieci podczas katechezy nie mają stolików do pisania, tylko ławki. Wszystko notują więc na kolanie. Siostra miała ze sobą kilka kolorowych kredek, klej w sztyfcie i trochę czarno-białych obrazków. Szokiem było to, że dzieci uczyły się posługiwać klejem, część z dzieci przychodziła na katechezę z młodszym rodzeństwem, które się nudziły. Uwagę siostrę przykuł mały chłopiec, który miał przepuklinę pępkową i z tego powodu miał bardzo duży brzuch – to też są realia braku wiedzy medycznej, gdzie przy porodzie pępowiny są za długo odcinane i powstaje po jakimś czasie przepukliny. Rodziców nie stać na kosztowną operację więc dziecko dożywa 3-4 lat i umiera z powodu zakażenia. Z drugiej strony, te brzuszki, też są z głodu. Siostry dominikanki prowadzą przychodnie dla najbiedniejszych, leczą, rozdają jedzenie i umożliwiają dzieciom edukację. Dzieci, były bardzo skupione, pomimo braku książek, braku jedzenia i picia, próbowały zapamiętać treść zajęć. Co niektórym dzieciom szło bardzo ciężko z przypomnieniem sobie materiału.
Kamerun to bardzo bogaty kraj w zasoby rolnicze, dużo mają plantacji, awokado, arbuzów, bananów czy kawy. Jednak Afryka jest wyzyskiwane przez bogatsze kraje, a nawet jest okradana przez inne państwa.
Katarzyna Gołębiowska
WENEZUELA – UPATA
WOLONTARIAT SALVATTI.PL
Wenezuela: Raj utracony
AGNIESZKA PILISZEK
9 lipca – 26 sierpnia 2021
W lipcu po raz pierwszy w życiu opuściłam Europę, by udać się na wolontariat misyjny do Wenezueli, do miejscowości Upata.
Wyjazd został zorganizowany przez Pallotyńską Fundację Misyjną Salvatti.pl.
Po co jechać na wolontariat misyjny?
Kiedy w mojej głowie zaświtała myśl o wyjeździe na wolontariat misyjny nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Z jednej strony pociągała mnie egzotyka i możliwość poznania ludzi z zupełnie odmiennych kultur. Z drugiej strony miałam obawę, że jest to jeszcze jeden sposób na rozwój osobisty i usatysfakcjonowanie siebie. Niesiemy pomoc tym biednym ludziom – to hasło niepokoiło mnie. I dlatego przez lata nie pozwalałam sobie na realizację marzenia o wyjeździe. A zawsze gdy słyszałam o dzielnym wolontariuszu, który niesie pomoc biednym ludziom w Afryce, to budziła się we mnie tęsknota, ale także zazdrość i oskarżenia.
W końcu jednak Bóg dał mi poczuć, że to pragnienie jest dobre i zdecydowałam, że zgłoszę się na wolontariat. Dzisiaj, patrząc wstecz zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie moje racje przy podejmowaniu tego wyboru były prawdziwe, niektóre manifestowały pychę. I myślę, że Bóg powołuje grzesznika i prowadzi go, ku dobremu, a z dobrego ku lepszemu.
Raj
Wenezuela jest mniej więcej trzykrotnie większa od Polski. Populacja jednak jest znacznie mniejsza. Oficjalne statystyki mówią o 30 mln mieszkańców, ale szacuje się, że od 2014 roku w wyniku narastającego kryzysu ekonomicznego i politycznego, kraj opuściło ponad 5,5 mln osób. Ziemia niezwykle bogata. To na jej terenie hiszpańscy konkwistadorzy szukali słynnego El Dorado. Złotego miasta nigdy nie znaleziono, ale złoto owszem. W południowo-wschodniej Wenezueli bezcennego kruszcu nie brakuje. Jest nawet miejscowość o nazwie El Dorado. Zdaniem ks. Przemka Normana Brodowskiego – proboszcza parafii w Upata – jest to najbrzydsze miasto świata. Stworzone tylko na potrzeby wydobycia złota, zarządzane przez mafię. Najbrzydsze i… najbezpieczniejsze w Wenezueli. Tam można zostawić otwarty samochód z kluczykami w stacyjce i mieć pewność, że nic się z nim nie stanie. Mafia potrafi przykładnie karać (brutalnie i bezwzględnie), więc chętnych do popełniania przestępstw zwyczajnie nie ma.
Oprócz złota Wenezuela bogata jest m.in. w ropę naftową, kaolin, wodę słodką, potężne rzeki (ponad 90% energii elektrycznej pochodzi z elektrowni wodnych), żyzne ziemie, wspaniałe plaże. Klimat jest doskonały (owszem od maja do października trwa pora deszczowa, w której jest dość upalnie i padają ulewne deszcze, ale nie jest to pogoda ekstremalna: temperatura między 25-30 stopni, deszcze raz dziennie codziennie). Wenezuela zachwyca naturą: bujna zieleń na wzgórzach, rośliny, które zdają się rosnąć jedna na drugiej (a czasem rzeczywiście rosną jedna na drugiej), kolorowe ptaki, spektakularne wybrzeża, zachwycające zatoki, monumentalne skały, potężne rzeki, jeziora i niebieskie niebo. Co jakiś czas ubogie domostwo wyłania się z zarośli. Przy nim zwykle kilka krów lub kóz, rzadziej osioł czy koń. Zwierzęta chude, kości niemal wychodzą przez skórę.
Utracony
W Wenezueli spędziliśmy 49 dni. W tym czasie nie raz brakowało wody, prądu, a zdobycie benzyny zawsze było wyzwaniem i nigdy nie było gwarancji, że się uda. Bez benzyny żyć trudno zwłaszcza w kraju, w którym publiczny transport nie istnieje. Choć z naszego domu usytuowanego przy kościele św. Antoniego do drugiego kościoła, w którym prowadziliśmy zajęcia dla dzieci nie było bardzo daleko, to chodzenie piechotą nie wchodziło w grę ze względów bezpieczeństwa. W czasie naszego pobytu w Upata za litr benzyny płaciliśmy od 1.5$ do 3$. Duże wahania ceny paliwa wynikały w naszym przypadku z tego, że kupowaliśmy je na tzw. czarnym rynku. Legalna dla obcokrajowca alternatywa znajdowała się ponad 300 km od Upata (gdzie cena wynosiła tylko 0.5$). Opłacałoby się nawet pojechać, ale… czy benzyna akurat będzie? Nikt nie mógł tego przewidzieć. Alternatywą dla Wenezuelczyka było kilkudniowe (średnio 5-10 dni) czekanie w kolejce do stacji benzynowej w mieście. Na takich stacjach benzyna kosztowała grosze (ok. 10 groszy za litr), kosztem był czas i „bilet” na miejsce w kolejce – 10$. Na takich stacjach obowiązywały miesięczne limity, a każdy ewidencjonowany był odciskiem palca. Chętnych jednak nie brakowało. W mieście praktycznie cały czas widać było ciągnący się i niekończący się sznur samochodów. Kiedy z wolna ruszał, to wiadomo było, że benzynę leją. Jednak nigdy nie było wiadomo ile samochodów zdąży zatankować.
Benzyna to tylko wierzchołek góry codziennych spraw, z którymi w Wenezueli naprawdę trzeba się zmagać i w których trudno się zorientować. Prąd, woda, zasięg telefoniczny (w Wenezueli ludzie praktycznie nie używają połączeń telefonicznych, wszystko zastępuje komunikator internetowy Whatsapp) i Internet – co chwilę brakowało czegoś z tej czwórki. W parafii św. Antoniego mieliśmy duże zbiorniki na wodę, więc byliśmy zabezpieczeni, ale w parafii św. Franciszka zbiorniki były mniejsze. A to właśnie tam prowadziliśmy zajęcia dla trzydziestu dzieci.
Plan Vacacional
W Upata znajdują się dwie parafie – obydwie prowadzone przez polskich pallotynów – parafia św. Antoniego i św. Franciszka. Aktualnie, ks. Przemek, nazywany tutaj Padre Normanem, jest proboszczem obu parafii, bo drugi ksiądz wyjechał. Śmieje się więc, że parafianie nie mogą już tłumaczyć swojej niedzielnej nieobecności w kościele wizytą w drugiej parafii, bo w każdym kościele w okolicy jest on. Jeden padre, dwie parafie, a do każdej z nich przynależy wiele wiosek i kaplic. I w każdej wspólnocie czekają wierni, którzy potrzebują komunii, spowiedzi, chrztów, bierzmowania i opieki. Opieki duszpasterskiej, by w przytłoczeniu codziennym trudem nie zagubić wiary, nadziei i miłości, ale też opieki prawdziwie ojcowskiej. Niestety, w tym kraju, który mógłby być rajem, państwowa opieka medyczna czy społeczna praktycznie przestała funkcjonować. Działają prywatne kliniki, na które stać tylko najbogatszych lub tych, którzy mają zagraniczne ubezpieczenia. W trakcie naszego pobytu kilka razy zdarzyło się, że padre był wzywany, bo ktoś złamał rękę lub się rozchorował. Potrzebowali wsparcia, rady, a często transportu, leków, lekarza i, cóż, kogoś, kto to wszystko sfinansuje. Działy się przy tym cuda, bo czasem, gdy ksiądz mówił: „dobrze, leczcie go, ja zapłacę”, to lekarz odpowiadał: „to ja wezmę połowę stawki”, a i leki nagle taniały.
W marcu 2020 roku z powodu COVIDa w całym kraju zamknięto szkoły. Teoretycznie dzieci miały nauczanie zdalne, ale… w tych warunkach nie mogło to wyglądać tak jak w Polsce. Przez pewien czas dzieci dostawały przez komunikator Whatsapp prace do wykonania w domu, które potem odnosiły do szkoły do sprawdzenia. Potem zaniechano i tego. Po 1.5 roku bez szkoły dzieci przyszły w lipcu na Plan Vacacional – półkolonie przy parafii. Mieliśmy szczęście, bo obostrzenia antycovidowe jakby lekko się poluzowały (przed zbliżającymi się wyborami). Piszę „jakby”, bo nie było żadnych oficjalnych rozporządzeń o tym, co wolno, a czego nie wolno. Trzeba było delikatnie próbować i wyczuć sytuację. Ponad cztery tygodnie od poniedziałku do piątku od 8:00 do 13:30 trwał wakacyjny plan. Dzieciaki w wieku od 7 do 14 lat były niezwykle pogodne i wdzięczne. Nigdy nie brakowało im energii, uśmiechy praktycznie nie znikały z ich twarzy. Rysowanie, gry planszowe, puzzle, śpiewanie, granie na instrumentach, zabawy ruchowe, origami, konkursy i wspólna zabawa. Tak mijał czas. Nieraz było trudno ze względu na słońce albo brak wody, czasem ze względu na język czy problemy z dyscypliną. Jednak uśmiechem dzieci płaciły za to wszystko z nadmiarem.
Lekcja
– Tak się cieszę, że mój Juan wstaje codziennie rano i z uśmiechem na ustach wychodzi do was z domu!
– Bardzo wam dziękuję, że przyjechaliście do Wenezueli… cały świat myśli, że tu nic dobrego nie ma, a wy jednak przyjechaliście do nas.
– Wróćcie tu, to pokażemy wam wszystkie skarby naszego kraju!
– Czujemy, że jesteśmy braćmi i siostrami.
Bardzo wiele osób z parafii chciało spotkać się z nami po to tylko, by poczęstować nas czymś dobrym i by podziękować za naszą obecność. Tak barwnie opowiadali o wspaniałych miejscach, do których nie można niestety teraz pojechać. I tak bardzo cierpieli, bo pamiętali inne czasy, czasy raju. Wenezuela jest bardzo zmęczona kryzysem, który zaczął być odczuwalny już w latach dziewięćdziesiątych, a po śmierci Chaveza w 2013 pogłębił się dramatycznie. Zwykli Wenezuelczycy nie są świętymi, mają swoje wady i zalety. Niektórzy mówili nam, że wierzą, że obecna sytuacja jest surową lekcją, którą, przyzwyczajeni do dobrobytu w latach 50-70, muszą odrobić. Muszą nauczyć się pracowitości i odpowiedzialności…
Rzeczywistość i funkcjonowanie tego pięknego kraju są tak złożone, że nawet po 20 latach nic się z tego nie rozumie – tak powiedziało nam dwóch polskich misjonarzy pracujących tam właśnie ponad 20 lat. I nie chodzi tylko o politykę czy organizację. Mentalność ludzi zaskakuje nawet po tylu latach. To uczy wielkiej pokory wobec rzeczywistości. Nam się ona wydawała często absurdalna, nie do przyjęcia. Słowa „tak nie powinno być” czy „jakim cudem on tak zrobił?” – niejednokrotnie cisnęły się na usta. I odpowiedz była jedna: tak jest. I zobacz, że nic z tym, z dnia na dzień, nie zrobisz. To co możesz, i to co musisz zrobić, to być z nimi.
Gdy obwieściliśmy dzieciom nadchodzący koniec Plan Vacacional, to zapadła grobowa cisza, a ich oczy wpatrywały się w nas w bezruchu. To była najdłuższa chwila ciszy od momentu przyjazdu do Wenezueli. Po chwili
– Kiedy będzie następny Plan Vacacional? Kiedy wrócicie? – dopytują.
A my wiemy przecież, że wracamy do Polski. I w oczach stają łzy, bo żal rozstawać się wiedząc, że być może widzimy się po raz ostatni. Wspólny piękny czas kończy się. Doświadczenie radości wspólnego przebywania, bliskości i człowieczeństwa.
Przeżyte doświadczenie zostawiło we mnie bardzo dużo. Pierwsze owoce widziałam w sobie, w moich relacjach z bliskimi i z Bogiem. I wciąż widzę jak wolontariat mnie ubogacił, jak bogatsze staje się moje życie i jak ja mogę dzielić się tym z innymi, ubogacając również ich.
Agnieszka Piliszek
WOLONTARIAT SALVATTI.PL
Wolontariat misyjny do Rwandy 2021
19 lipca – 2 września 2021 r.
Małgorzata Siemiątkowska
W okresie od 19 lipca do 2 września 2021 r. przebywałam na wolontariacie w miejscowości Masaka w Rwandzie. Wyjazd poprzedził roczny kurs formacyjny, organizowany przez Pallotyńską Fundację Misyjną Salvatti.pl. W ramach kursu zdobywałam wiedzę na temat duchowości pallotyńskiej, chorób tropikalnych, kontaktów z ambasadami, samoobrony, czy sposobów przetrwania.
Do moich zadań na miejscu należało tworzenie materiałów edukacyjnych dla zespołu przedszkolno-szkolnego im. Wincentego Pallottiego w Masace, prowadzonego przez Siostry Pallotynki, pomoc nauczycielom w przeprowadzaniu zajęć oraz wsparcie w powstających, nowatorskich projektach psychologicznych.
Jednym z takich projektów było stworzenie pokoju nauczycielskiego, w którym pedagodzy mieliby dostęp do licznych materiałów edukacyjnych. Takie pomoce tworzyłam wraz z pozostałymi wolontariuszkami własnoręcznie przy użyciu papieru, czy też toreb po ryżu. Ponadto, w celu pobudzenia wyobraźni i zmysłów dzieci, wykorzystywałyśmy materiały o różnej strukturze i fakturze. Mają one za zadanie pobudzić procesy sensoryczne i ułatwić zapamiętanie przekazywanej wiedzy.
Kolejnym projektem było stworzenie klasy o specjalnym profilu nauczania dla dzieci o łagodnych i umiarkowanych trudnościach intelektualnych. W tym celu wraz ze szkolnym psychologiem dokonywaliśmy obserwacji dzieci w poszczególnych klasach. Niejednokrotnie trafiały się przypadki tzw.: „slow learners”, ale też dzieci z zaburzeniami typu zespół downa, czy innymi – bliżej nieokreślonymi trudnościami o podłożu neurologicznym.
Czas ten był również bogaty w podróże. Miałam okazję uczestniczyć w safari w parku Akagera, zwiedzić lasy tropikalne w parku Nyungwe oraz odwiedzić Kibeho, gdzie po raz pierwszy w Afryce objawiła się Matka Słowa. Były to doświadczenia niesamowite w doznania międzykulturowe, obserwację natury oraz przeżycia religijne.
Wyjazd na wolontariat misyjny wymaga solidnego przygotowania oraz przede wszystkim braku oczekiwań, ponieważ jak mówi prezes Fundacji – ksiądz Jerzy Limanówka – „jedynym pewnym w wolontariacie jest to, że będzie wyglądał inaczej, niż się spodziewamy”. Mimo wszystko jest to niesamowite przeżycie, które otwiera nowe horyzonty oraz ubogaca w wiedzę i doświadczenie.
Małgosia Siemiątkowska
Misja Wenezuela 2021
Troje odważnych Wolontariuszy Salvatti.pl: Agnieszka oraz Iza i Adam wyruszyli w lipcu 2021 r. na misję do Wenezueli. Spędzili tam ok. 2 miesięcy wspomagając misję księży Pallotynów w Upata.Gdy po długim locie wylądowali w Caracas, następnego dnia po 10-dniowej podróży samochodem dotarli do Upata, gdzie czekał już na nich ks. Przemysław Brodowski, pallotyn pracujący w Wenezueli. Od razu z wielką energią zaczęli organizować zajęcia dla dzieci.
Oto fragment z ich relacji:
Kilka słów o zajęciach z dzieciakami:). Jest ich ostatecznie więcej niż się spodziewaliśmy, miało być 20, jest 30 (czy pisałem już coś o spodziewaniu się? Jeśli nie, to jeszcze napiszę).
Furorę robią proste gry, które przywieźliśmy: Uno, Dobble, „Palce w pralce”, Cortex, szczególnie wśród młodzieży, bo młodsi najbardziej cieszą się z flamastrów, kredek i krepiny oraz piłek do rzucania (wszystko zakupione, dzięki hojnymi zrzutkowiczom). W ruch poszła też Klanza. Dodatkowo Iza z Agnieszką zrobiły krótką lekcję o Polsce.
W ogarnięciu takiej grupy dzieci służą nam pomocą dwie młode miejscowe parafianki, rudowłosa Sara (wyjątkowy typ urody tutaj) i Maria (są na zdjęciu w poprzednim poście, przy 'arepach” i jeszcze nieraz się tu pojawią). Mógłbym godzinami patrzeć na ich żywą ekspresję emocji, sposób, w jaki się ruszają i śmieją oraz słuchać ich akcentu
Dzieciaki są wdzięczne, super dynamiczne, radosne i szczere, czyli… są po prostu zwykłymi dziećmi
Wydaje mi się, że jako dzieci na całym świecie różnimy się najmniej. Różnice zaczynają się później. Kiedy nabudowujemy na naszej autentycznej, spontanicznej osobowości kolejne warstwy ról, masek, tożsamości. Ale przecież pod pozorną warstwą dorosłości wszyscy jesteśmy dalej dziećmi, no nie?
Więcej o ich pracy na Facebook: Misja Wenezuela.
Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl
ul. Wilcza 8, 05-091 Ząbki,
Tel. +48 532 248 352,
E-mail: salvatti@salvatti.pl,
Numer KRS: 0000309499
Bank Pekao SA, nr:
44 1240 1095 1111 0010 3468 8020
kod SWIFT: PKO PL PW