Oaza w Rwandzie – relacja Eweliny

IMG_1374W tym roku po raz pierwszy przeprowadziliśmy rekolekcje 1 stopnia Oazy Nowego Życia w Rwandzie. Pomysł powstał na kursie wolontariusza misyjnego w Ołtarzewie, za który odpowiadał ks. Jerzy Limanówka SAC – prezes pallotyńskiej fundacji Salvatti. Na kurs zapisało się 12 osób, z czego połowa miała doświadczenie z Ruchem Światło-Życie. Rekolekcje oazowe na ziemi afrykańskiej zostały przeprowadzone już w zeszłe wakacje w Kenii i cieszyły się bardzo pozytywnym przyjęciem. Dlatego ucieszyłam się, kiedy ksiądz zaproponował nam przeprowadzenie takich rekolekcji w Rwandzie. Ostatecznie z całej grupy pojechałam jako jedyna, która aktywnie się w angażuje w oazę. W takich okolicznościach myślałam, że wszystko legło już w gruzach, że nie ma szans na zrealizowanie naszych planów. Ale wyłącznie nie były to nasze plany, ale Boże plany, gdyż bez większych problemów ks. Jerzy znalazł kapłana, który był gotowy posługiwać na tych rekolekcjach. Księdza Przemysława Krawca SAC znałam już wcześniej, ponieważ jest moderatorem diakonii misyjnej diecezji warszawsko-praskiej, do której należę oraz moderatorem oazy pallotyńskiej. Od niego też dowiedziałam się o kursie wolontariusza misyjnego. Znalazła się także druga animatorka, Aneta. W takim trzyosobowym składzie zaczęliśmy przygotowania do przeprowadzenia pierwszej oazy w Rwandzie. Wiele rzeczy działo się spontanicznie, ponieważ nie znaliśmy kultury tamtego kraju. Do rozpoczęcia rekolekcji nie wiedzieliśmy także, ilu uczestników dokładnie będzie.
Ostatecznie w rekolekcjach uczestniczyło 19 osób w wieku od 17 do ok. 30 lat. Wśród nich była ucząca się młodzież, studenci, siostry zakonne, klerycy oraz osoby bezrobotne. Niestety procent bezrobocia w Rwandzie jest bardzo wysoki i wynosi ok. 80%. Większość z tych osób jest zaangażowana w różne grupy kościelne, których w Rwandzie jest dużo. Całe rekolekcje odbywały się w stolicy kraju Kigali w centrum pallotyńskim na Gikogndo, gdzie także mieszkaliśmy. Nie były to rekolekcje stacjonarne, jak w Polsce, ale uczestnicy na nie dojeżdżali ze swoich domów. Pochodzili z parafii: Gikondo, Kinoni, Ruhango oraz Kabuga.
Dzień zaczynaliśmy o godz. 10.00. Po zapaleniu świecy i modlitwie do Ducha Świętego, zaczynaliśmy od nauki piosenki w języku polskim lub kinyarwanda. Ich ulubiona to „Jezus Chrystus moim Panem jest”, która wychodziła im bardzo dobrze z pokazywaniem. Następnie ks. Przemek prowadził konferencję o charyzmacie naszego ruchu lub szkołę modlitwy. Dokładnie przybliżyliśmy im postać ks. Franciszka Blachnickiego, historię powstania naszego ruchu, symbolikę znaku Światło-Życie, system formacji, pedagogię nowego człowieka, nowej kultury (KWC), postać Chrystusa Sługi i Niepokalanej Matki Kościoła, drogowskazy nowego człowieka. Powiedzieliśmy także, jak obecnie funkcjonuje oaza na poziomie parafii, diecezji i kraju w Polsce, jak wyglądają rekolekcje u nas, pokazaliśmy zdjęcia Krościenka. Kolejnym punktem programu był Namiot Spotkania, po którym bezpośrednio była Msza Święta. Po wspólnym obiedzie był czas na półgodzinną rekreację. Od godz.14.40 do godz. 16.00 trwały spotkania w grupach. Dzień kończyliśmy wspólnym podsumowaniem o 16.15.
Rdzennym językiem Rwandyjczyków jest kinyarwanda. Uczestnicy rekolekcji po za tym mówili głównie w języku francuskim, gdyż kiedyś Rwanda była kolonią francuską. Obecnie językiem urzędowym staje się język angielski, dlatego też ok. połowa znała także język angielski, ale często nie był to poziom, który pozwoliłby na skuteczne komunikowanie się. Jedynym rozwiązaniem, aby wszyscy zrozumieli przekazywane treści, było tłumaczenie z angielskiego lub francuskiego na kinyarwanda.

W Rwandzie, choć istnieje wiele sekt, większość ludności stanowią katolicy (80%). Chrześcijaństwo do Rwandy dotarło 100 lat temu. Jest to dość krótki okres, dlatego cały czas potrzeba Nowej Ewangelizacji, potrzeba osób, które zaniosą Chrystusa do domów tych ludzi. Podzielą się wiarą, miłością, nadzieją. Szczególnie po tak trudnym doświadczeniu, jakim dla tego kraju była wojna domowa w 1994r. Zginęło w niej około miliona niewinnych ludzi, a jej skutki są widoczne do dziś. Ogromną pracę w szerzeniu Dobrej Nowiny w tym kraju zrobili i nadal robią pallotyni. Owoce tej pracy mogliśmy oglądać w czasie naszego pobytu.
Na rekolekcjach zaskoczyła mnie przede wszystkim duża otwartość uczestników, szczególnie na spotkaniach w grupie. Grupy liczyły po 9 osób i 1,5h często nie starczało, aby dokończyć spotkanie. Na pierwszych zapoznawczych spotkaniach mówili o sobie bardzo dużo, nie pomijając także trudnych rzeczy, z którymi tu przyszli. Nie byłam tego świadoma, i na początku w ramach zapoznania zadałam im pytanie m.in. o rodzinę. Ledwo powstrzymywałam się od płaczu, kiedy słuchałam ich wypowiedzi. Większość osób nie miało pełnych rodzin, a niektórzy w ogóle ich nie mieli. Jeden uczestnik taty nigdy nie poznał, a mama zmarła, kiedy miał 3 lata. Przez całe swoje życie mieszkał u 17 rodzin, a ostatnia powiedziała mu, że już nie może dłużej u nich mieszkać i wylądował na ulicy. Dla niektórych spotkanie w grupie było pierwszym takim miejscem, gdzie odważyli się opowiedzieć o swojej historii życia. Inny uczestnik natomiast miał problemy z wypowiadaniem się. Kiedy mówił, jąkał się. Dlatego też bał się mówić. Jego wypowiedzi były bardzo krótkie. Kiedy spędził z nami kilka wieczorów na luźnych rozmowach, powiedział nam: To takie dziwne, że chcemy z nim rozmawiać, poświęcić mu czas, po prostu z nim być. Po 5 dniach na spotkaniu w grupie podzielił się z nami radością, że nie ma już takich problemów z mówieniem i się nie jąka. Spotkania w grupie były dla nich bardzo ważne. Często używali określenia „rodzina”.
Mimo tak trudnych sytuacji życiowych, różnych doświadczeń, ci ludzie szukają oparcia w Bogu. Jak wielu ludzi nie potrafi zaakceptować swojego położenia? Jak często się buntują na innych, na Boga? A oni ufają. Ufają, że będzie lepiej, że znajdą w końcu pracę, że będą szczęśliwi. Od nich możemy nauczyć się wiary, ufności, patrzenia z nadzieją w przyszłość.
Ich otwartość przejawiała się także w tym, że zapraszali nas do swoich domów. Dlatego też często po zakończeniu podsumowania dnia rekolekcji razem z nimi wracaliśmy do ich domów, gdzie poznawaliśmy ich rodzeństwo, rodziców, sąsiadów oraz warunki życia, kulturę.
Dużym świadectwem uczestników była też ich gorliwość i chęć zrozumienia treści. Nie bali się pytać, rozwiązywać wątpliwości. Wchodzili w treści rekolekcji bardzo głęboko i chcieli jak najwięcej skorzystać z tego czasu. Często zadawali pytania, których ja zapewne nie postawiłabym jako uczestniczka. Szczególnie zainteresował ich temat modlitwy osobistej. Nieustannie chcieli zgłębiać jej istotę i osobistego studium Pisma Świętego. Większość z uczestników nie chciała prześlizgnąć się przez ten czas, ale rzeczywiście skorzystać z tej łaski, którą otrzymali od Boga, tu i teraz.
Uczestnicy wykazali się też dużą odpowiedzialnością za rekolekcje i siebie nawzajem. Między innymi to z ich inicjatywy pojawiła się choinka w Boże Narodzenie. Nie znając też ich kultury, nie proponowaliśmy im żadnych postanowień na czas tajemnic bolesnych. Zaskoczyło nas wszystkich, gdy podczas pierwszej Mszy św. w tajemnice bolesne uczestnicy nie klaskali w dłonie, gdzie w kulturze rwandyjskiej praktycznie przy każdej pieśni wyklaskuje się charakterystyczny rytm. Jak się później okazało, z inicjatywą tą wyszła jedna z moich uczestniczek, aby właśnie w ten sposób podkreślić tajemnice bolesne. Uczestnicy wykazywali także troskę o siebie nawzajem. Przekazywali treści, kiedy ktoś się spóźnił lub nie uczestniczył od początku w rekolekcjach, tłumaczyli, jeżeli ktoś nie rozumiał języka, zauważali, kiedy ktoś przychodził z problemem, odprowadzali się po całym dniu do domów.
Zauważyłam też, że niektórym uczestnikom było trudno zrozumieć, przyjąć miłość Boga, ponieważ, tak jak pisałam, wiele osób ma za sobą bardzo trudne doświadczenia, jest w ciężkich sytuacjach życiowych. Na koniec rekolekcji w świadectwach bardzo mocno wybrzmiało, że właśnie w tej wspólnocie, w małej grupie dzielenia doświadczyli miłości Bożej. Doświadczyli miłości przez drugiego człowieka. Lecąc do Rwandy zastanawiałam się, czy nie lepiej jest przekazać pieniądze misjonarzom, niż wydawać je na podróż. Niektórzy robili mi z tego powodu wyrzuty. Ale dziś widzę, że nic nie jest w stanie zastąpić spotkania z drugim człowiekiem. Dla każdego, a zwłaszcza dla osób, które nie mają rodzin, które często zmagają się z samotnością, odrzuceniem, obecność, uśmiech, rozmowa, przytulenie są dla nich najważniejsze i nie zastąpi tego żadna pomoc materialna.
Czas rekolekcji był też czasem łaski przebaczenia dla niektórych osób, przyjęcia na nowo, z miłością osób, które kiedyś ich skrzywdziły. Dokonało się to w chwili oddania swojego życia Jezusowi jako jedynemu Panu i Zbawicielowi. Moment ten był dla wszystkich bardzo ważny. Pierwszy raz świadomie w obecności wspólnoty zawierzyli Bogu i podjęli decyzję, aby to On kierował ich życiem. Ważnymi momentami dla nich były także odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych oraz sakrament pokuty i pojednania, do którego wszyscy przystąpili. W niedzielę zmartwychwstania bezpośrednio po Mszy św. wszyscy razem w kaplicy wyrażaliśmy swoją radość śpiewem i tańcem.
W świadectwach końcowych wielu uczestników podkreślało także, że odkryło moc Słowa Bożego. Że to Ono jest podstawą naszego życia, że na Słowie Bożym mamy opierać swoje decyzje, to Ono ma nas kierować. Co za tym idzie, wiele osób postanowiło, że będzie kontynuować praktykę namiotu spotkania i osobistej modlitwy. Zapadła im też głęboko w pamięć pedagogia nowego człowieka. Jest w nich pragnienie, aby nieustannie pracować nad sobą i każdego dnia rodzić się na nowo. Myślę, że to wszystko świadczy o tym, że dobrze zrozumieli zasadę światło-życie.
Lecąc do Afryki, zabrałam także ze sobą „Pytaki” – rodzinną grę integracyjną. Nie wiedziałam do końca, czy w ogóle mi się przyda, ale jak się później okazało, uczestnicy bardzo ją polubili. Użyłam jej na spotkaniu w grupie. Gra polegała na tym, że uczestnicy mówili jedną pozytywną rzecz, jaką dostrzegli w ostatnim czasie na rekolekcjach. W nagrodę mogli wylosować pytanie, które musieli przeczytać w języku polskim. To im dawało najwięcej radości, gdyż czytanie po polsku nie było dla nich takie proste. Największą trudność sprawiały im spółgłoski: sz, rz, cz. Po przetłumaczeniu pytania na język kinyarwanda, uczestnicy odpowiadali na nie. Jedno pytanie m.in. brzmiało : Jakie jest Twoje największe marzenie? Dziewczyna, która je wylosowała, odpowiedziała, że pragnie mieć własne Pismo Święte. Ta odpowiedź głęboko zapadła mi w pamięć na czas rekolekcji. Chciałam, aby jej pragnienie się spełniło. Zastanawiałam się też, jak my możemy zachęcać ich do codziennej lektury Słowa Bożego i Namiotu Spotkania, kiedy oni nie mają dostępu do Słowa Bożego? Nie składało się to w całość, ale pamiętałam, że przed rekolekcjami pisała do mnie jedna animatorka, czy nie potrzebujemy jeszcze pomocy finansowej na zorganizowanie rekolekcji w Rwandzie. Nie zwlekając, napisałam do niej i przedstawiłam sytuację. W ten sposób dzięki młodemu małżeństwu każdy z uczestników na zakończenie rekolekcji otrzymał Pismo Święte.
Przedstawiliśmy im także teologię wyzwolenia i dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Do krucjaty przystąpiło 5 osób, w tym 2 uczestników złożyło deklaracje członkowskie. Chwała Panu!