ADOPCJA.edu.pl – skuteczna pomoc dzieciom w biedzie i w czasie wojny

 

PORTAL ADOPCJA.edu.pl

 

Adopcja EDU to nowy projekt Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl, jednej z najbardziej rozpoznawanych organizacji pozarządowych niosących pomoc ludziom nękanym przez ubóstwo, wojny i klęski żywiołowe w różnych regionach świata. Nie chodzimy utartymi ścieżkami – wykorzystujemy nowe innowacyjne metody docierania i angażowania ludzi dobrej woli, wdrażamy modele pomocy, które zapewniają trwały efekt.
W tym projekcie stawiamy na edukację dzieci – jeden z najbardziej efektywnych sposobów pomocy, ponieważ właśnie dobra edukacja poszerza horyzonty, stwarza możliwości rozwoju talentów i buduje potencjał realnej zmiany jakości życia danej społeczności. Dobrze wykształcona młodzież w dorosłym życiu będzie potrafiła zadbać o siebie, o swoje wioski, a potem o swoje ojczyzny. Dzięki temu świat będzie się stawał lepszy, a przepaść między biednymi a bogatymi nie będzie aż tak głęboka. Dołącz do nas, by mieć w tym swój udział.
Wspieramy przede wszystkim placówki założone i prowadzone przez misjonarzy, ponieważ będąc na miejscu, znają oni doskonale potrzeby lokalnych mieszkańców i są z nimi na dobre i na złe. Dodatkowo misjonarze dbają o właściwe, zgodne z przeznaczeniem, wykorzystanie otrzymanych środków i dokładają wszelkich starań by pomoc obejmowała wszystkie potrzebujące dzieci danej społeczności. Obecnie naszą szczególną troską otaczamy placówki edukacyjne na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Kamerunie, w Etiopii, w Rwandzie, w Indiach oraz w Kolumbii i Wenezueli.
W bogatej różnorodności kulturowej społeczności i ośrodków rozsianych po całym świecie, wspólnym mianownikiem jest charakter pomocy niezbędnej dla efektywnej realizacji celów edukacyjnych.

 

 

 

Nasze działania pomocowe obejmują dwie kategorie:
• Infrastruktura czyli fizyczna budowa szkół, przedszkoli i kompletowanie wszelkiego niezbędnego wyposażenia umożliwiającego pracę z dziećmi w godnych warunkach,
• Utrzymanie dzieci czyli stała pomoc w finansowaniu edukacji uczniów, która pomoże w organizacji niezbędnego zaplecza i zapewnieniu odpowiedniej opieki kadry nauczycielskiej w sytuacji, w której wsparcie Fundacji jest niejednokrotnie głównym lub jedynym źródłem finansowania.
Dla nas pomoc to branie długookresowej odpowiedzialności za wspieraną szkołę lub przedszkole, bo doświadczenie pokazuje, że tylko tak można budować trwałe rezultaty, przerywać zaklęty cykl biedy i braku perspektyw oraz dawać nadzieję na lepsze jutro. Adopcja EDU to zatem nie tylko domena czy nowy „brand”, ale przede wszystkim nasze zobowiązanie do czynienia świata lepszym.

 

Nasze zasady
Bardzo ważne jest dla nas skupienie wokół projektu Adopcja EDU jak największej liczby osób, które chcą zmieniać świat. W związku z tym sformułowaliśmy zasady, którymi kierujemy się w naszej działalności i które, mamy nadzieję, pozwolą Ci odnaleźć się w naszej społeczności:
• Trwały efekt – wspierając edukację, inwestujemy w potencjał ludzki, tworzymy bazę rozwoju wspieranych społeczności,
• Stałe wsparcie – nasze działania nie są sporadyczne, okazjonalne, ale stanowią nasze stałe zobowiązanie, które tworzy zaplecze stabilizacji i trwałej zmiany,
• Doświadczenie – wieloletnie, umiemy profesjonalnie pomagać, wiemy co działa a co nie, nie starujemy od zera, ale budujemy procesy na bazie wieloletnich obserwacji i doświadczeń,
• Transparentność – szanujemy pieniądze naszych Darczyńców, kontrolujemy cały proces od definiowania celu po wykorzystywanie zebranych środków, raportujemy, rozliczamy się,
• Relacje – pomagamy nie tylko pieniędzmi, ale i swoją obecnością dlatego jesteśmy skuteczni, tworzymy ramy organizacyjne wolontariatu dla ludzi, którzy chcą coś zrobić dla innych,
• Innowacyjność – szukamy efektywności, staramy się budować skalę, jako Fundacja tworzymy efektywne modele biznesowe, inwestujemy w technologię bo chcemy zrobić jak najwięcej dobrego.

 

 

Dane statystyczne:

Do 2050 roku 1 na 2 Afrykańczyków będzie miał mniej niż 25 lat. Na kontynencie tym będzie mieszkać 1 miliard dzieci i nastolatków w wieku 0-18 lat. Ta młoda i szybko rosnąca populacja może być potężnym źródłem wzrostu i postępu w Afryce i na świecie. Tak jest w krajach, w których pracują pallotyńscy misjonarze: Rwanda, D.R. Kongo, Etiopia, Senegal, Kamerun, Burkina Faso, Wybrzeże Kości Słoniowej.
Pomimo postępu, jaki dokonał się w ostatnich latach, wiele afrykańskich dzieci nadal nie uczęszcza do szkoły, a te, które uczęszczają do szkoły, nie nabywają podstawowych umiejętności czytania, pisania i liczenia. Najuboższe dzieci są najbardziej wykluczone. Mimo tego, że w wielu krajach Afrykańskich istnieje obowiązek szkolny, nikt go nie egzekwuje. W konsekwencji wiele dzieci pracuje w polu i pomaga rodzicom w utrzymaniu prymitywnych gospodarstw, zbierają chrust, by można było przygotować posiłek dla całej rodziny lub noszą wodę, czasami z oddalonej o kilka kilometrów studni.
Do połowy tego stulecia w Afryce będzie mieszkać miliard dzieci i nastolatków poniżej 18 roku życia, prawie 40 procent dzieci w wieku poniżej 18 lat, prawie 40 procent wszystkich dzieci i w grupie wiekowej 0-18 lat na całym świecie.

Ta młoda populacja może być potężnym źródłem wzrostu i postępu w Afryce, a także na świecie, jeśli dzieci i młodzież otrzymają odpowiednie możliwości, aby dobrze prosperować i w pełni rozwinąć swój potencjał.
Tylko wtedy kraje afrykańskie będą mogły czerpać korzyści z „dywidendy demograficznej” w postaci zwiększonej wydajności gospodarczej.
Edukacja jest kluczowym sposobem pomocy krajom ubogim. Inwestycje w edukację pomagają przerwać międzypokoleniowe cykle ubóstwa i wspomagają rozwój społeczno-gospodarczy, rozwijają umiejętności i kompetencje młodego pokolenia.

 

 

 

Od początku XXI wieku kraje afrykańskie podjęły wysiłki na rzecz poprawy dostępu do edukacji, w wyniku których odsetek dzieci w wieku szkolnym, które nie uczęszczają do szkoły, zmniejszył się o połowę – z 35% w 2000 roku do 17% w 2019 roku. Odsetek dzieci w wieku gimnazjalnym, które nie uczęszczają do szkoły, spadł z 43 do 33 procent w ciągu ostatnich dwóch dekad; w przypadku dzieci w wieku ponadgimnazjalnym spadł z 63% do 53%. Mimo postępu jednak wciąż jest zbyt wiele dzieci na marginesie edukacji. W 2019 r. około 105 milionów dzieci w wieku szkolnym nie uczęszczało do szkoły. To aż 41 % światowej populacji dzieci. Ponadto wielu uczniów opuszcza szkołę bez świadectwa ukończenia. Jedno na troje dzieci nie kończy szkoły podstawowej. Tylko 41% kończy edukację na poziomie gimnazjalnym i tylko 23% kończy szkołę średnią.

 

Słabe wyniki w nauce pozostają kluczowym wyzwaniem. W Afryce Subsaharyjskiej prawie 87 procent dzieci przed ukończeniem 10 roku życia nie potrafi czytać i zrozumieć prostego tekstu pisanego. Powód: zbyt liczne klasy: w niektórych szkołach afrykańskich klasy liczą po 50 czy nawet 60 osób, i niski odsetek dzieci w ogóle uczęszczających do szkoły.
Afryka boryka się też z poważnym deficytem wykwalifikowanych nauczycieli. Do 2030 roku kontynent będzie potrzebował 17 milionów dodatkowych nauczycieli w celu osiągnięcia powszechnej edukacji na poziomie podstawowym i średnim. Aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na edukację, wiele krajów decyduje się na zatrudnianie niewykwalifikowanych i często niewykształconych nauczycieli. W 2019 r. średni odsetek wykwalifikowanych nauczycieli na kraj w Afryki wynosił 78% na poziomie przedszkolnym, 89 proc. na poziomie podstawowym i 80 proc. na poziomie średnim. Stanowi to poważne zagrożenie dla jakości nauczania, zwłaszcza gdy nie towarzyszy temu żadne doskonalenie zawodowe.
Wiele afrykańskich rządów jest nadal zaangażowanych w kształcenie i szkolenie techniczne i zawodowe, ale sektor ten pozostaje słabo rozwinięty.
Poważne wyzwania związane z równym dostępem do edukacji: dzieci z najuboższych rodzin są najbardziej wykluczone. Dzieci z bogatych gospodarstw domowych mają 8 razy większe szanse na ukończenie szkoły podstawowej niż dziecko ubogie.
Dodatkowym czynnikiem obniżającym poziom edukacji dzieci i młodzieży w Afryce są konflikty i brak bezpieczeństwa, a co za tym idzie – przesiedlenia ludności, w tym dzieci uczęszczających do szkoły.

 

 

 

Niekorzystnym czynnikiem była też pandemia COVID-19. W szczytowym momencie kryzysu ponad 90% uczniów w Afryce przerwało naukę z powodu zamknięcia szkół. Tylko niektóre kraje afrykańskie zareagowały na kryzys edukacyjny związany z COVID-19 i oferowały nauczanie na odległość poprzez rozdawanie materiałów edukacyjnych do domu czy lekcje transmitowane przez media, głównie z wykorzystaniem telewizji, radia i platform cyfrowych.

 

Reasumując, afrykańskie systemy edukacyjne nie są wystarczająco przygotowane do zapewnienia ciągłości nauki poza placówkami edukacyjnymi. Szacuje się, że 121 milionów uczniów, tj. około połowy, w Afryce Subsaharyjskiej było de facto pozbawionych możliwości cyfrowego lub radiowego nauczania na odległość z powodu brak polityki wspierającej cyfrowe i radiowe zdalne nauczanie. Ponadto w wielu krajach brakuje odpowiedniej infrastruktury i wyposażenia w zakresie wody, higieny i urządzeń sanitarnych. Prawie połowa szkół podstawowych w Afryce nie posiada urządzeń do mycia rąk ani dostępu do wody pitnej. Takie braki utrudniają wznowienie nauczania stacjonarnego zgodnie z zaleceniami WHO i władz sanitarnych. (Źródło: UNICEF)

 

 

Historie dzieci
„Pragnienia nie z tego świata – Zanzibar”

Zasolone, wilgotne powietrze znad oceanu kruszy tynk z fasady budynku, wzniesionego ponad 200 lat temu, z koralowców. Nbeba po namorzynowej balustradzie wspina się do okna. Balustrada to postkolonialny ślad po świecie najpierw arabskim potem brytyjskim, teraz wyschniętym, pozbawionym urody. Balustrada miała być oparciem a stała się symbolem obcej obecności

Zanzibar – otwarte okno na świat. Dawniej pozwalało wywozić stąd tysiące niewolników do krajów arabskich. Teraz pozwala zajrzeć do wewnątrz. Ten wewnęrtzny świat był błękitny zielony żółty – afrykański i wyspiarski. Potem dyskretnie zjawiła się czerń jako ludzki towar, nieludzko traktowany.

Simba taszczy na rękach młodszego braciszka. Nie idą się bawić. Chyba nawet tego nie potrafią… Podążają nad ocean, na niewielką uprawę alg, by pomóc mamie, która najmuje się tam do pracy. Zaraz będzie odpływ. Z wody wyłonią się patyki powiązane sznurkami, a na nich pęki zielonych wodorostów. Ten krótki czas trzeba wykorzystać, by zebrać nowe sadzonki, poprzywiązywać je do nowych sznurków i rozciągnąć między palami.

Mansa całymi dniami przesiaduje na plaży. Nie buduje zamków z piasku. Zbiera muszle i podniszczoną łyżeczką wybiera z nich resztki małży, którymi potem wyżywi się cała jej rodzina. Imię „Mansa” znaczy „trzecia dziewczynka w rodzinie”. Ale nie ostatnia. Mansa ma osiem lat, dwie starsze siostry i trzech młodszych braci. Wszystkie dzieci starają się, jak mogą, by rodzina mogła przetrwać kolejny dzień.

Nbeba codziennie pomaga w uprawie niewielkiego poletka goździków. Przyprawa ta trafiła na Zanzibar z francuskiej wyspy Reunion w czasie okupacji arabskiej. W 1964 roku jednak, w czasie rewolucji, kiedy afrykańska większość wystąpiła przeciwko arabskiej elicie, handel goździkami przejęła państwowa korporacja, która sztucznie zaniża ceny na rynku. Nawet większym farmerom trudno się więc utrzymać z upraw. Nbeba jednak, w czasie zbiorów, codziennie dzielnie wspina się na drzewka. Kiedy pączki goździków zaczynają nabierać czerwonej barwy, trzeba je szybko zebrać, zanim zakwitną. Najpewniej dlatego, tak sprytnie wspięła się do okna. Najbardziej aromatyczna przyprawa o wyjątkowo przyjemnym zapachu tutaj rodzi się w aurze wielkich pieniędzy i losu małych ludzi.

Miriam lubi się śmiać. Na progu domu obserwuje turystów. Chciałaby mówić po angielsku tak, jak oni. Marzy o tym, by zostać nauczycielką. Właśnie kończy szkołę podstawową, a tym samym całą edukację. W wiosce nie ma szkoły średniej. A nawet gdyby była, rodziców Miriam i tak nie byłoby stać na to, by za nią zapłacić, kupić podręczniki i szkolny mundurek. Zresztą podstawówkę Miriam z trudem można nazwać „szkołą”. Zbite z desek ławki stoją w ciemnej szopie pod rozpadającym się dachem z bambusa i wysuszonych palmowych liści, który chroni jedynie przed słońcem. Kurz, piach i owady wdzierają się każdą szparą. Światło wpada tylko przez małe okienko na górze. Miriam zawsze patrzy w tamtą stronę. W stronę okna. Zanim przybyli kolonizatorzy nie było okien. Światło było wszędzie. Cywilizacja stawiała gmachy czy to w arabskim czy europejskim stylu. Zawsze były okna. Przeszklone, solidne zamknięte. Dodano kraty. Świat widziany zza krat i rzeczywistość po drugiej stronie okna, choć tak blisko siebie, były nieformalną granicą dzielącą nieodwołalnie społeczność Zanzibaru.

Za oknem… pejzaże Zanzibaru nie ukrywają historii wyspy. Fakt, że jest kulturowym tyglem widać na każdym kroku. Indyjskie zdobienia drzwi i arabskie wieżyczki spotykają się ze śladami europejskiej architektury, które zaczął znaczyć na wyspie Vasco da Gama w 1498 roku. Skrywają jednak tragizm niewolniczej pracy. Rocznie aż 50 tysięcy Afrykańczyków wywożono do niewolniczej pracy.

Rodzina Mansy, Nbeby, Simby i Miriam opowiada te historie kolejnym pokoleniom. Dzieci nie rozumieją wszystkiego, ale kochają swoje miejsce na ziemi. Wielki świat dociera do nich w tandetnych wyrobach i migających fleszach aparatów turystów. W ludziach, którzy przybyli z innego wymiaru, aby wypocząć tu wśród zieleni roślin, błękitu oceanu, żółtych plaż. Nbeba spogląda przez okno z nadzieją – choć dziś już nie ma w nim krat, to wciąż nie mogą wydostać się przez nie na świat marzenia dzieci z Zanzibaru. Marzenia, tęsknoty, pragnienia… nie z tego świata

 

 

Indie – świat pełen marzeń

Południowo – wschodnie Indie owiewa tropikalny wiatr. W stanie Andhra Pradesh deszcz pojawia się często. Ale jeszcze częściej spotyka się smutne oczy dziecka. Tak bardzo wtapiają się w codzienność, że miejscowi już nie zwracają na nie uwagi. W Badepuram, wiosce należącej do dystryktu Guntur mieszkają: Kanya, Manasa i Sagari Matha. Ich świat to gliniaste drogi i ubogie chaty. Kanya chodzi już do szkoły średniej. Dzięki pomocy misjonarzy udało jej się wspiąć się na kolejne szczeble edukacji. Marzy o studiach. Manasa jest uczennicą piątej klasy. Chociaż wychowuje się w domu dziecka, w tym roku osiągnęła najlepsze wyniki w klasie. Sagari Matha uczęszcza do 4 klasy. Trafiła do szkoły dla sierot po śmierci mamy.
Szkołę prowadzą misjonarze. Pallotyni. Gdyby nie ich pomoc, dzieci byłyby wykorzystywane do pracy ponad siły na polach bawełny. W Indiach ten proceder dotyka aż 55 milionów dzieci – pracując po 13 godzin dziennie, zarabiają jedynie 20 rupii. To zaledwie złotówka. W Andhra Pradesh w ten sposób pracuje prawie 250 000 dzieci. Wędrując na pola mijają malownicze, różowe granity, czerwone piaskowce, srebrzysto – szare marmurowe i kwarcowe skały. Natura upodobała sobie ten region. Niemniej jednak niż nieszczęścia, które dotykają Indie. Przez stulecia ludność tego kraju unicestwiał trąd. Nie tylko fizycznie, ale też duchowo. Trąd – uznawany za karę – wyrzuca chorych na margines życia, z którego wrócić jest prawie niemożliwe. Hinduistyczne prawo karmy mówi: jeśli chorujesz, to znaczy, że sobie na to zasłużyłeś. Właśnie z tym nie mógł pogodzić się Ojciec Adam Wiśniewski, pallotyn. W 1969 r. w szczerym polu, w trzech namiotach stworzył ośrodek, do którego przyjmował trędowatych. Dzieło to nazwał „jeevodaya” – Świt Życia. Bo każdy cierpiący, dzięki o. Adamowi, otrzymywał szansę na nowe, godne życie.
Ojciec Adam był nie tylko misjonarzem, ale też lekarzem. Studiował medycynę tropikalną w Paryżu i Lyonie, a po przybyciu do Indii w 1962 r. jeździł po całym kraju i uczył się, jak leczyć trąd w tamtej rzeczywistości. Był z trędowatymi 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nie stworzył ośrodka zdrowia, do którego przychodziły się leczyć osoby chore na trąd. Stworzył dla trędowatych dom. Mówił: chodźcie mieszkać ze mną, zapraszam Was, ja chcę z Wami być. Dzięki jego pomocy, Akash, którego rodzina doświadczyła tej choroby, mógł skończyć szkołę. Teraz pracuje w ośrodku Jeevodaya. Pomaga doktor Helenie Pyz, która z otwartym sercem przejęła po ojcu Adamie opiekę nad ośrodkiem. Stworzyła szkołę dla dzieci. Codziennie na nowo budzi uśmiechy na twarzach wszystkich, którzy otrzymują pomoc.
Różnobarwne stragany i odurzające zapachy pikantnych przypraw wyznaczają kręte drogi między ubogimi domostwami. W okolicy Hajdarabadu leży wioska Vutukur. Tam mieszka Ayanna. Ma dziewięć lat. W ten ubogi region Indii rzadko zapuszczają się turyści. Głównym źródłem utrzymania ludzi tutaj jest sezonowa, najemna praca na plantacjach bawełny i papryki chili. Nie stać ich, by opłacać dzieciom bilety na autobus do oddalonej o 8 km szkoły w miasteczku Krosur. A ci uczniowie, którzy chodzą pieszo, są narażeni na poważne niebezpieczeństwo. W regionie rośnie przestępczość. Codziennie słychać o porwaniach nieletnich, którzy wpadają w ręce gangów, są zmuszani do prostytucji i pracy ponad siły. Taki los może też spotkać Ayannę. W wiosce nie ma szkoły. Miejscowy proboszcz zorganizował lekcje w niewykończonym kościele, bo nie ma innego miejsca. Uczniowie siedzą „po turecku” na betonie, gdzie rozkładają swoje zeszyty. Marzą, by kiedyś zobaczyć nowoczesne centrum Delhi. Dziewczynki chciałaby – jak dawne damy dworu – móc obserwować ulice Jaipuru z jednego z tysiąca bajecznie zdobionych balkonów Pałacu Wiatrów. Tymczasem ich codzienne widoki to dzikie lasy i bezdroża. Nadzieję rozbudzają kolorowe motyle, które w Indiach zaskakują różnorodnością. Jest ich tam aż 1200 gatunków – prawie tyle, co dziecięcych marzeń. Dzieci, jakby uwiedzione zwiewnością motyli – tańczą. Taniec niesie ze sobą radość. Uwalnia ciało i umysł od szarych trosk. Pełen symbolicznych gestów wyraża miłość do natury, otwiera na boskość, na świętość…. Mała Jessica wyczuwa to jakby podświadomie. Jest pełna werwy. Gdy otrzyma szansę na edukację, jej życie nie zamieni się w koszmar. Nie będzie zmuszana do pracy ponad siły i nie będzie wykorzystywana przez innych.
U podnóża szczytu Saramati, w północno wschodniej części stanu Nagaland, niemal na końcu świata, leży wioska Phuvvkiu. Do najbliższej stacji kolejowej trzeba jechać 13 godzin. Mieszkańcy wioski, uprawiając małe poletka, są całkowicie zależni od natury. Nie ma tam żadnej infrastruktury. Większość ludzi utrzymuje się z handlu drewnem opałowym, ale jest to z ogromną szkodą dla środowiska, bo lasy gwałtownie się przerzedzają. Tam mieszka Lidiya. Ma 8 lat. Jej rodzice najmują się do pracy w polu. Lidiya bardzo chce się uczyć, ale jej rodziców na to nie stać.
Podobnie jak Jessica, marzy o tym, by kiedyś podróżować. Spoglądają na szczyty Himalajów, zaciekawione, co skrywa się za nimi. Czy kiedyś to zobaczą?

 

 

Tęsknota ma smak czekolady – Wybrzeże Kości Słoniowej

Powietrze pachnie czekoladą. Jej zapach wiedzie przez plantacje kakao do Ahouakro (czyt. AŁAKRO). To mała wioska, niedaleko Yamousoukro, miasta, nad którym wznosi się monumetalna kopuła Bazyliki Matki Bożej Pokoju. Zbudował ją prezydent Félix Houphouët-Boigny. Po odzyskaniu przez kraj niepodległości w 1960 r., był pierwszym prezydentem i premierem kraju.
W 1990 roku, kościół został konsekrowany przez papieża Jana Pawła II. Ta najbardziej okazała świątynia świata, stworzona na wzór bazyliki św. Piotra w Watykanie, ale od niej większa, ma być symbolem pokoju. Siedmioletni Antoine z Ahouakro nigdy jej nie widział. Całe dnie spędza w wiosce. O świecie dowiaduje się z książek. Po lekcjach siada pod odrapaną betonową ścianą i rozwiązuje zadania.

 

 

 

Tam jest widniej niż w szkole, otoczonej zardzewiałą blachą, bez okien i podłogi. Potem wraca do domu. Bierze na plecy pięciolitrowy żółty kanister i wędruje prawie dwa kilometry do studni po wodę, by mama mogła ugotować dla rodziny obiad. Czekoladę, wyprodukowaną na pobliskiej plantacji kakaa próbował tylko raz. Kupiła ją pewna turystka i podzieliła między tłoczące się dookoła dzieci. Doskonale pamięta jej słodycz. Taki smak ma iworyjskie kakao. Mieszkańców wiosek na nie nie stać. To czekoladowe „złoto” niemal w całości jest eksportowane do Europy i Stanów Zjednoczonych. Potem wraca w postaci słodyczy, które są luksusem dostępnym dla nielicznych krezusów. Prof. Vincent Asse, szef kliniki pediatrii w Buake, innym dużym mieście na Wybrzeżu Kości Słoniowej może kupić dużo kakaa i słodyczy z importu. Ale zamiast tego inwestuje w szkołę. Jego rodzinna wioska, Brobo jest pełna dzieci. Wśród nich Boris. Niedawno, dzięki pomocy Profesora przeszedł operację. Trzeba było za nią zapłacić, bo rodzice Borisa nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. To – zarezerwowane jest tylko dla najbogatszych. Teraz Boris już doszedł do siebie. Chce chodzić do szkoły. I ma na to szansę. Prof. Asse szukał funduszy w różnych instytucjach pomocowych na świecie, by w swojej rodzinne wiosce stworzyć dzieciom godne warunki do nauki. Wie, że edukacja to jedyny sposób, na wyrwanie się z zaklętego kręgu biedy. To bogactwo, którego nikt nie odbierze. Sam przeszedł tę drogę. Lud Baule, żyjący w tym regionie jest dumny. Nie chce, by bieda była stylem życia w ich wioskach. Choć żyje w ubóstwie, patrzy daleko. Może ułatwia to horyzont – odsłania bezkres oceanu. Od brzegu odbijają się silne fale, a wraz z nimi przypływają i odpływają marzenia. W ubóstwie trudno je dogonić. Ubóstwo pęta stopy. Nie pozwala iść dalej. Zdobywana wiedza powoli je rozluźnia. Krok po kroku. Pomaga biec w stronę pragnień.

 

Tak podąża mała Adele. Ze szkoły wraca brzegiem oceanu. Wraz ze starszym bratem taszczy kilka kokosów, które dała im mama. Wierzą, że spotkają turystów, którym sprzedadzą owoce. Chłopiec dzierży w ręku ostry nóż, którym zręcznie potrafi wycinać w górnej części kokosa niewielki otwór. Wnętrze młodych orzechów kokosowych wypełnia „cudowny napój” – przezroczysty płyn, zwany „wodą kokosową”. W tropikach jest znakomitym napojem chłodzącym i izotonicznym ze względu na dużą zawartość elektrolitów. Plażowicze chętnie gaszą nim pragnienie. W nadbrzeżnych małych restauracjach rozkoszują się smakiem świeżych ryb. Przysiada się do nich Brahima. Z głowy zdejmuje okazały kosz, a w nim, misternie wykonane z drewna Amazaque afrykańskie rzeźby zwierząt. Prosi, by kupili. Opowiada o chorej matce i dzieciach, którym musi zapewnić byt. Jej mąż zginął w czasie zamieszek w Abidżanie, w 2011 roku, podczas tak zwanej II wojny domowej. Walki rozgorzały między zwolennikami dwóch prezydentów, którzy jednocześnie zostali zaprzysiężeni i stworzyli dwa ośrodki władzy państwowej. Od tamtego czasu Brahima musi sobie radzić sama. Z kieszeni luźnej sukienki wyciąga kilka małych szmacianych lalek. Też na sprzedaż. Nagle sięga po odstawiony na bok talerz z niedojedzoną rybą i frytkami. Łapczywie zjada. Turyści kupują „rodzinkę” drewnianych słoni. Będą im przypominały to przejmujące spotkanie – zderzenie światów. Północy i Południa. Południa zachwycającego zielenią i błękitem oceanu, o zapachu kakaa, które odpływa w kontenerach do Europy, zabierając ze sobą iworyjskie tęsknoty. Wkrótce wróci tu, wraz z czekoladą ze Starego Kontynentu. I może z nadzieją…

 

 

Pobierz zdjęcia tutaj.

One Comment

Dodaj komentarz