Jak się mieszka w kraju Indie

Jedną z zasadniczych zalet mojego podróżowania jest unikanie hoteli. Mieszkam w domach, w którym mieszkają miejscowi, jem to, co jedzą na co dzień. Tym razem mieszkałem na plebanii. To jest zawsze nieco inny dom, niż typowych lokalnych mieszkańców, ale odwiedziłem sporo różnych domów. Tylko ostatnią noc spędziłem w hotelu i Bogu dziękowałem, że tylko jedną. Zwiedzanie kraju mieszkając w hotelu niewiele się różni od oglądnięcia filmu podróżniczego. Nie ma szans na poczucie prawdziwego klimatu kraju i jego mieszkańców.

W Indiach po domu przede wszystkim chodzi się boso, chociaż wszystkie podłogi pokrywa kamień. W tym klimacie jednak ma to sens. Stanięcie bosą stopą na chłodnym kamieniu przynosi wielką ulgę. Dobrze, że w ostatniej chwili przed wyjazdem udało mi się kupić klapki, bo próba kupienia sandałów w Warszawie w styczniu budziła lekką konsternację sprzedawców, z których oczu z łatwością odczytywałem pytanie, czy ze mną, aby wszystko w porządku. Największe wrażenie zrobiły na mnie szałasy w Vutukur, parafii, w której się zatrzymałem. Cały dom to klepisko z konstrukcją drągów pokrytych liśćmi palmowymi. W jednym kącie kuchnia, czyli zwykle dwupalnikowa kuchenka gazowa na butlę i półka z cynowymi lub aluminiowymi naczyniami. Te naczynia są wszędzie. Nawet woda jest przynoszona w cynowych dzbanach czy raczej stągwiach. Ciekawe, że tu nie przyjął się zwyczaj noszenia wody w plastikowych kanistrach, jak w Afryce.

 

Jak mieszkaj¦ů

Nieodzownym elementem takiego szałasu jest metalowa szafa. Taka, jakiej w Polsce używa się w warsztatach na narzędzia. Zapewne w porze deszczowej jest to jedyne miejsce, w której rzeczy nie zamokną. Łóżka to prycze z drzewa. Lekkie. To ważne, bo z większości szałasów łóżka są na dzień wystawiane na zewnątrz. Na noc wnoszone do domu. Tak więc cały szałas staje się jednym legowiskiem, chyba, że jego mieszkańcy postanowią spać przed szałasem. Jest ciepło, a deszczu nie ma co się spodziewać. W całym tym klimacie szałasowym zaskakuje telewizor. A jakże! Bywały. Stare, może gdzieś odzyskane z recyklingu, ale były. W jednej chacie było ciekawe rozwiązanie na kołyskę dla kilkumiesięcznego dziecka. Była to długa chusta uwiązana u szczytu szałasu, w której dziecko sobie smacznie spało.

W normalnych domach czułem się już bardziej swojsko. Zwykle pierwszym pomieszczeniem, do którego się wchodziło był salon czy pokój dzienny. Jest ciepło, więc nie ma obawy, że przy otwartych drzwiach nawieje śniegu. Z tego salonu przechodziło się dalej, do kuchni i sypialni. Nieodzownym elementem każdego domu (nawet spotykałem to w szałasach) są wiatraki uwieszone u sufitu. Z tego też względu wszystkie pomieszczenia są wyższe niż nasze europejskie standardy przewidują. Te wiatraki naprawdę dają ochłodę. Jeśli zapomniałem na noc go wyłączyć, zwykle budziłem się z zakatarzonym nosem i bólem gardła.

No i oczywiście, cały rozdział można poświęcić na opis łazienki w hinduskim domu. Przede wszystkim z tego względu, co już raczej ogólnie wiadomo, że Hindusi nie używają papieru toaletowego. Przy każdym sedesie jest zamontowany wężyk z wodą do podmywania. Nie było instrukcji, jak go używać. Zdałem się na intuicję. Po kilku próbach mniej lub bardziej udanych, doszedłem do sporej wprawy, stwierdzając, że faktycznie to rozwiązanie jest bardziej praktyczne i higieniczne. Nie ma kabin prysznicowych, co zresztą przyjmuje się w Europie. To zresztą też uważam za bardziej praktyczne rozwiązanie. Hindusi nie są fanami ciepłej wody. Nawet na plebanii nie było jej w kranach. Na moje życzenie można było ją do mycia podgrzać w kuchni. Zbiornik z wodą znajdował się na dachu i po pierwszym dniu już zauważyłem, że jeśli brałem prysznic tuż przed zachodem słońca, woda była akurat do sympatycznej kąpieli po gorącym dniu. Odwiedzałem domy rodzin chrześcijańskich i wyznawców hinduizmu. Proboszcz ma zresztą z nimi bardzo dobre relacje. Nie było między nimi różnicy, z wyjątkiem obrazów zawieszonych na ścianach.

W każdym domu byłem witany z życzliwością. Nawet złapałem rytm: zdjęcie butów, ukłon ze złożonymi rękami i dalej w zależności od stopnia uszanowania: nałożenie wieńca, malowanie kropki na czole, nałożenie szala na ramiona, a nawet okadzenie.

Z czasem przestałem czuć skrępowanie. Po prostu tak jest i już.

Kwota w PLN:

Tytuł wpłaty:
E-mail :

paymento

Dodaj komentarz