Dla wielu dzieci święta kojarzą się z ciepłem domu, zapachem potraw i poczuciem bezpieczeństwa. Dla tych, których życie naznaczyła wojna, święta są często czasem jeszcze większej tęsknoty — za spokojem, za normalnością, za dorosłymi, którzy nie znikają.

Tak jest również w przypadku Zosi.

Dziecko, które uczy się znów mówić

Zosia straciła ojca na froncie. Jej mama zmaga się z ciężkim kryzysem psychicznym i przebywa w szpitalu. Do miejsca, które stało się dla niej bezpieczną przystanią, przyprowadza ją babcia albo starszy brat. Jeszcze niedawno dziewczynka prawie się nie odzywała — na każde pytanie odpowiadała tylko swoim imieniem.

Dziś stopniowo odzyskuje zaufanie do świata. W czasie zabawy czasem mówi o trudnych rzeczach: o interwencji policji, o strachu, o ukrywaniu się przed przemocą. Jej opowieści są fragmentaryczne, niepełne — dokładnie takie, jakie potrafi opowiedzieć dziecko, które za wcześnie musiało dorosnąć.

Zosia, podobnie jak inne dzieci, otrzymuje codziennie wsparcie: jedzenie, ubrania i opiekę. Wiele z nich przychodzi rano głodnych. Zanim zaczniemy zajęcia, najpierw jest kuchnia — ciepły posiłek, herbata, kakao. To moment, w którym napięcie powoli opada.

Miejsce, w którym dzieci znów mogą być dziećmi

W Jazłowcu i okolicznych miejscowościach siostry od lat prowadzą dzieło, którego centrum stanowi troska o najmłodszych. Po długiej przerwie spowodowanej dramatami historii wspólnota wróciła tu, by na nowo budować przestrzeń opartą na obecności, stabilności i codziennej opiece.

Niedawno, w pobliskich Trybuchowcach, powstało Oratorium „Ziarenko” — miejsce, które miało być niewielkim punktem spotkań, a bardzo szybko stało się codzienną świetlicą i przedszkolem dla dzieci z rodzin dotkniętych wojną i ubóstwem.

Na stałe objętych opieką jest kilkanaścioro dzieci, ale każdego dnia pojawiają się kolejne — by zjeść, odrobić lekcje, pobyć w miejscu, gdzie nikt nie krzyczy i nie straszy. Wiele z nich wychowywanych jest tylko przez mamy. Wielu ojców nie wróciło z wojny albo musiało opuścić kraj.

Dom, który daje bezpieczeństwo, gdy nie ma dokąd wrócić

W domu sióstr od kilku lat mieszka również pięcioro rodzeństwa. Dzieci trafiły tam po długim okresie zaniedbania i głodu. Najstarsza z dziewczynek, jeszcze jako dziecko, przejęła rolę dorosłej — gotowała, opiekowała się młodszymi, próbowała zapewnić im choćby namiastkę regularnego posiłku.

Dziś wszystkie mają dach nad głową, dostęp do szkoły, opieki medycznej i — co najważniejsze — poczucie, że ktoś czuwa. Dla nich to miejsce nie jest tymczasowe. To jedyny dom, jaki znają.

Pomoc, która dociera również do tych poza murami domu

Wsparcie nie kończy się na jednym miejscu. Siostry i wolontariusze regularnie odwiedzają także rodziny w Jazłowcu — m.in. trzech chłopców wychowywanych przez samotnego ojca. Pomimo jego wysiłków często brakuje tam podstawowych rzeczy. Pomoc przychodzi w postaci ubrań, żywności i gotowych posiłków.

Każda taka wizyta to nie tylko konkretna pomoc, ale też sygnał: ktoś widzi, ktoś pamięta.

Święta mogą stać się początkiem czegoś dobrego

Dla dzieci, które doświadczyły wojny, święta nie są oczywistością. Są pytaniem: czy tym razem będzie bezpiecznie? czy ktoś przyjdzie? czy będzie ciepło?

Dzięki wsparciu ludzi dobrej woli możliwe jest zapewnienie im spokoju, jedzenia i opieki — choćby na ten jeden, szczególny czas.

Cud nie zawsze musi być spektakularny. Czasem wystarczy, że ktoś nie zostanie sam.

Dowiedz się więcej na stronie zbiórki: KLIK

Dodaj komentarz